piątek, 27 lutego 2009

Decoupage na tkaninie - kurs obrazkowy



Ozdabiając niewielkie przedmioty często zadajemy sobie pytanie, jak możemy je zapakować w atrakcyjny sposób przy stosunkowo niewielkim nakładzie pracy. Polecam woreczki własnej roboty, które mogą służyć zarówno jako opakowanie jak i np. uzupełnienie kalendarza adwentowego.
Woreczki wykorzystać można również do przechowywania suszonych kwiatów i ziół, a także do pakowania prezentów. Zastosowań jest wiele (dwa z nich widać na załączonych obrazkach), a metoda dekorowania bardzo prosta.

Potrzebne będą:

 woreczek
 klej do tkanin np. colla velo firmy stamperia lub jakiekolwiek medium do tkanin - np. firmy dala
 płaski, miękki pędzelek
 nożyczki
 serwetka
 kawałek folii aluminiowej
 papier do pieczenia
 żelazko (>150 stopni C)



Wycinamy motyw. Do środka woreczka wkładamy kawałek folii aluminiowej po to, by zapobiec sklejeniu tkaniny. Pozostawimy go do końca naszej pracy.
Następnie przyklejamy motyw.
Wielokrotnie na różnych forach dla miłośników decoupage pisałam o wszechstronności i zaletach kleju colla velo. To najlepszy klej specjalistyczny jaki znam, jednak ma niezaprzeczalną wadę: jest bardzo drogi. Jednak polecam go wszystkim tym, którzy lubią dekorować nietypowe powierzchnie, np.: świece czy tkaniny.



Klejenie wymaga nieco wprawy ze względu na specyfikę powierzchni. Opanowanie tej techniki zajmuje naprawdę niewiele czasu. Polecam następujący sposób przyklejania: Mniej więcej na środku serwetki (od spodu) lekko dotykamy powierzchni woreczka miękkim pędzelkiem umoczonym w kleju. Tak by była tylko mała plamka. Serwetkę przykładamy do tkaniny - w miejscu gdzie znajduje się klej dociskamy serwetkę palcem. Kiedy motyw jest przytwierdzony w jednym punkcie, bierzemy odrobinę kleju na pędzelek i od centrum do zewnątrz tapujemy (uderzamy z góry) pędzelkiem w serwetkę. Takie klejenie trochę trwa, ale ma dwie zalety: 1. jest bardzo dokładne, 2. umożliwia klejenie tylko po serwetce, bez wychodzenia poza obręb motywu.
W przypadku użycia kleju colla velo otrzymamy byszczący motyw, z kolei medium do tkanin dala daje zupełnie matową powierzchnię.





Na koniec – po wyschnięciu pracy zakrywamy motyw papierem do pieczenia i przeprasowujemy żelazkiem ustawionym na niecałe dwie kropki (poniżej 150 stopni C). Zbyt wysoka temperatura powoduje żółknięcie kleju.
W przypadku woreczków spodnią stronę materiału zabezpiecza folia aluminiowa. Jeśli chcemy ozdobić np. ściereczkę radzę prasować ją przez papier do pieczenia ułożony na górze i na dole pracy po to, by nie przykleić jej do deski do prasowania.

Tak zabezpieczone prace można prać w temp. do 40 stopni C.

czwartek, 26 lutego 2009

Zakupy

Uwielbiam szperać po internetowych zakamarkach. Uwielbiam wyszukiwać miejsca, gdzie można nabyć rozkoszne drobiazgi - prawie bez znaczenia, a jednak tworzące wnętrze na nowo.
Fascynują mnie sklepy z obrusami, tkaninami, naczyniami, dodatkami i ciekawymi przedmiotami - najchętniej takimi, które trzeba własnoręcznie ozdobić.
Staram się kierować rozsądkiem i możliwościami portfela, jednak przychodzą chwile, kiedy zwyczajnie nie potrafię się oprzeć... tak było z kurką - stojakiem na jajka , którą otrzymałam w ostatnim czasie. Oczywiście nie sama, lecz w towarzystwie... amortyzatorów do pralki... - musiałam w końcu uzasadnić sobie w głowie ten jakże mało praktyczny zakup.



Trzeba przyznać, że idealnie pasuje do niewielkich, kuchennych szafeczek, przygotowanych specjalnie do nowej kuchni.
Tymczasem te nocne decu-wypociny, smętnie wiszą na ścianach wśród pospolitych "blek red łajtów" z początków kariery tej fabryki i czekają na swoje właściwe miejsce, pośród innych przedmiotów wyszukanych tu i ówdzie.
Zbieram ukochane drobiazgi sukcesywnie, stopniowo też zapełniam kąt po kącie - przeważnie w myślach, ale też produkując masowo decoupage. Warsztat nie zasypia nigdy i wciąż coś przecieram, naklejam, maluję, lakieruję. Nie mam gdzie tego trzymać, ale liczę na to, że będę mogła od razu wprowadzić się do domu, który wymarzyłam sobie w taki, a nie inny sposób.
Po raz pierwszy od dość dawna wyrwałam z napiętego harmonogramu pół godziny na samotne zakupy. Jestem zadowolona i to bardzo, gdyż niewielkim kosztem udało mi się zdobyć aż dwa zestawy łazienkowe. Schludne i eleganckie - takie lubię! Mimo wielu deseni jakich używam w decu, lubię dla kontrastu otaczać się spokojnymi kolorami i formami. Będą idealnie pasowały do łazienki wyłożonej płytkami w kolorze trawertynu (na parterze) i czarno białymi (na poddaszu).










środa, 25 lutego 2009

Pierwsze zetknięcie z decoupage

Odsłona druga (lub jak kto woli: drugie podejście.)

Kiedy mój różany domek był tylko planem, myślą w głowie, niezagospodarowanym kawałkiem pola z kapustą, a potem zaoranym i obsianym trawą fragmentem pustkowia między różanymi plantacjami... wtedy, właśnie w tamtej chwili narodził się we mnie pomysł. Pomysł niezwykły, niespotykany i całkiem inny od wszystkich dotąd mi znanych. Postanowiłam sama urządzić własny dom.
Co za niezwykła odwaga i jaka buntownicza myśl u kogoś, kto nie miał dotąd żadnego wpływu na styl dwóch poprzednich mieszkań i czuł się w nich dokładnie tak, jakby cały czas stała przy nim... teściowa...
Dość o tym, gdyż ta wszechwpływowa kobieta biegle posługuje się internetem, specjalizując się zwłaszcza w aukcjach "ostatniej chwili" na allegro.
W każdym razie jej wpływ na otoczenie, w którym nadal przebywam, był nie bez znaczenia, przez duże NIE.
Robiłam już w życiu wiele rzeczy: począwszy od szydełkowania, drutów, frywolitek, na odlewach z gipsu i witrażownictwie skończywszy, jednak rzeczy które chciałam mieć były albo za drogie, albo tak nietypowe, że nikt nie był w stanie ich dla mnie wykonać. I wtedy właśnie usłyszałam po raz pierwszy słowo, które zmieniło mi życie, to słowo brzmi: "decoupage".
Ponieważ dość dobrze posługuję się francuskim, od razu skojarzyłam wyraz z odpowiednim czasownikiem: "wycinać". Przecież ja nie lubię wycinać... - pomyślałam, ale brnęłam dalej, wiedziona ciekawością.
I ani nawet nie zdążyłam się obejrzeć, kiedy moje prace zaczęły zbierać przychylne recenzje, a coraz więcej osób zasięgać porad w sprawach technicznych.
Patrząc wstecz mogę powiedzieć, że znów przypadek, który przypadkiem nie był, skierował mnie na drogę, która była jednocześnie powołaniem. Nazwałam to nawet swoją mini-filozofią: pozytywną predestynacja przypadku... ale o tym może innym razem...
A chciałam tylko udekorować swój różany domek, o którym marzyłam przez tyle lat... moje miejsce na ziemi i pod słońcem.

wtorek, 24 lutego 2009

Kafelkarze i cała reszta...

Wykańczanie mojego różanego domku idzie jak przysłowiowa "krew z nosa". Dziś dowiedziałam się, że kafelkarz którego zatrudniamy, porysował mi czarno-białe retro płytki w łazience na górze. Wyglądają tak, jakby ktoś kazaczoka na nich tańczył i to stepując na "szpilkach".
Jestem wściekła na wszelkich pożal się Boże majstrów, kafelkarzy i innej maści "fachowców", na których jestem (niestety) skazana. Frustrują mnie do granic.
Ów pan kafelkarz winien jest mi więcej, niż moje sprowadzane na zamówienie płytki... Kiedyś, na początku naszej współpracy, zamówił u mnie rozkładaną ikonę i wieszak na ręczniki papierowe. Ikonę wykończyłam złotem, każdą ryskę przeciągnęłam złotą lub srebrną konturówką, przyłożyłam się też do wieszaka, a on wziął oba przedmioty pod pachę i chwalił się potem znajomym, że sam zrobił tą "dekupację".




Nie dostałam nawet zwrotu za materiały.
Samo życie...
Jednak pan i władca zdecydował, że to tylko moja sprawa i postanowił kontynuować współpracę z panem kafelkarzem. Skutki można zobaczyć w łazience na górze. Rysa na rysie, a pan kafelkarz nadal bezkarny...

poniedziałek, 23 lutego 2009

Kolory

Każdy przedmiot ma swoją historię. Z każdym związana jest jakaś legenda lub choćby ciekawa opowieść. I mogłabym je snuć w nieskończoność, gdyż każda rzecz która wyszła spod moich palców jest inna.



Bardzo lubię prostotę, lecz nie mogę się oprzeć różom i pastelowym kolorom, które ubarwiają mi świat. Jednak tuż po zakończeniu lakierowania odsyłam je dalej, by przechodziły z rąk do rąk, sobie zostawiając głównie brązy.





Ktoś mi kiedyś powiedział, że brąz to kolor pracoholików i że zbyt wiele go w mojej garderobie ale jak można oprzeć się sepii i wrażeniu wiekowości? Jak można oprzeć się przecierkom, lekko podniszczonym brzegom, kolorom które przywodzą na myśl patynę czasu?



Robiłam ten komplet z wielką radością, ale pudełko z koronką przywodzi mi na myśl głównie smutek. Otrzymała je osoba, w której pokładałam wielkie nadzieje i która pomogła naszej rodzinie, a jednocześnie bardzo nas zawiodła. Dlatego kłębią się w nim dość ambiwalentne odczucia i jak dotąd jest to moja najbardziej mroczna praca.


Pierwsze zetknięcie z decoupage

Moje pierwsze zetknięcie z decoupage

Zaczęło się niewinnie. Ponad dwadzieścia lat temu, w siermiężnej rzeczywistości PRL, na pustych wtedy półkach (gdzie gościł jedynie ocet i to od czasu do czasu) zobaczyłam coś, co przykuło moją uwagę na tyle, że postanowiłam za wszelką cenę to mieć.
Przebywałam wtedy na wakacjach u rodziny w Gdańsku i dla mnie - nastoletniej smarkuli - ta wizyta była wyprawą do innego wszechświata, innego układu słonecznego, o którym nie miałam zielonego pojęcia. Wtedy właśnie zobaczyłam to cudo, małe coś, co mieściło się w dłoni a kosztowało prawie tyle, ile wynosiło moje kieszonkowe, przeznaczone na cały wyjazd.





To angielskie puzdereczko mam do dziś. Jest moim największym skarbem. Zafascynowało mnie na tyle, że spróbowałam czegoś, o czym nie miałam pojęcia. Dopiero po latach poznałam tajemnicze słowo "decoupage".
Jednak w owych siermiężnych czasach nie było mowy o specjalistycznych preparatach, nie było takich farb i lakierów, a zdobycie kilku pustaków graniczyło z cudem. Dlatego porzuciłam swoje pierwsze próby, by po latach znów wrócić do tego, co mnie tak zaintrygowało.
Moje prace są odbiciem moich fascynacji, zwłaszcza tych z histrii sztuki. Uwielbiam francuskie i angielskie klimaty, ale przetwarzam je na swój sposób.
Tworzę głównie jasne prace. Dużo w nich pastelowych kolorów, ulubionych pasków i elementów scrapbookingu. Często mają "drugie dno", zwykle niewidoczne na fotografiach tło stworzone przy pomocy szblonów i kilku odcieni tego samego koloru.

niedziela, 22 lutego 2009

Nadszarpnięte ręką czasu

Już kiedyś blogowałam i wciągnęło mnie... może za bardzo. Jednak znów potrzebowałam miejsca, w którym będę mogła dać ujście swoim pasjom, uczuciom i zamiłowaniu do tego co stare, przykurzone i nadszarpnięte duchem czasu...
Lubię zmieniać rzeczywistość, przetwarzać ją, a nawet tworzyć na nowo. Lubię, kiedy spod moich palców wychodzą rzeczy, których nie ma nikt inny. Są tylko moje... od początku do końca... niepowtarzalne i będące odbiciem mojego wewnętrznego świata.