


Jeden z ulubionych przedmiotów do zdobienia. Duża powierzchnia = duże możliwości.
Najwięcej trudności sprawiało mi zawsze łączenie bejcy z powierzchnią pomalowaną farbą. Bejca wodna nie jest tak kłopotliwa jak spirytusowa. Ta ostatnia potrafi przechodzić nawet przez wiele warstw farby i nawet jeśli wszystko wydaje się OK, to po kilku dniach zacieki wychodzą na wierzch. Najczęściej wygląda to tak, że farba brudzi się od razu, a każde pociągnięcie pędzla oznacza nowe smugi.
Jest na to wiele różnych sposobów. Najczęściej spotykanym jest malowanie i lakierowanie każdej części przedmiotu oddzielnie. Tzn. najpierw maluje się farbą akrylową, potem lakieruje pomalowaną część, a potem dopiero na pozostawione surowe drewno nakłada bejcę i lakieruje pokryte bejcą fragmenty.
Ten sposób ma rozliczne wady: nie można wyjść poza linię malowania i lakierowania, nie można przypadkowo pokropić surowego drewna ani farbą ani lakierem, ponieważ bejca tego nie pokryje.
Osobiście preferuję inne, sprawdzone rozwiązanie. Najpierw bejcuję to co trzeba, później dwukrotnie lakieruję zabejcowane fragmenty i dopiero wtedy nakładam farbę. Po dwukrotnym lakierowaniu (nawet wodnym lakierem akrylowym) bejca nie przechodzi przez warstwy farby, nie brudzi pędzla, a nawet jeśli wyjdę poza linię, farba z łatwością to pokryje. Z kolei, jeśli wyjadę pędzlem z farbą na bejcę, to bez problemu udaje się to zetrzeć z polakierowanej powierzchni. Później lakieruję już normalnie cały przedmiot lub tylko wybrane fragmenty. Trwa to o wiele krócej, jest mniej pracochłonne i nerwogenne.
Poniżej trochę starszych prac:























