piątek, 28 stycznia 2011

Stary jak nowy

Szukanie nowego samochodu, to droga przez mękę, zwłaszcza że byłam tak bardzo zadowolona z dotychczasowego, że chciałabym kupić identyczny. Tymczasem w ogłoszeniach znajduję wyłącznie "kwiatki", które niestety nie nadają się nawet do decoupage ;) "Wg mnie bezwypadkowy. Tzn. żona miała małą stłuczkę parkingową". Ale w rozmowie telefonicznej okazuje się, że wymieniono tylny zderzak i klapę, bo pani wjechała w drzewo na parkingu.
"Pierwszy właściciel" - "...bo wie pani... ja kupiłem taką "demówkę" co miała już 20 000 km na liczniku"...
Serwisowany w Swarzędzu, ale sprzedawany w Libiążu, albo serwisowany w Szczecinie, a sprzedawany pod Żywcem. Podejrzane.
A przecież... najlepiej, żeby był garażowany, z dwoma kompletami nowych opon, 5-letni, ale mało jeżdżony, ale nie za mało, bo to nie za dobrze, kiedy cały auto czas stoi i... najchętniej od miłej, starszej pani...

wtorek, 25 stycznia 2011

Podsumowania


Nowy rok, nowy początek... to skłania do podsumowań, do swego rodzaju oczyszczenia... To nie był dobry czas... przynajmniej dla mnie. Styczeń i luty upłynęły mi w oczekiwaniu. Po odejściu z pracy w domu kultury miałam obiecane podobne stanowisko w podobnej placówce. Miesiące mijały, aż w okolicy marca okazało się, że zostałam perfidnie oszukana. Odchorowałam to i to bardzo.
Kiedy w końcu, po kilku następnych miesiącach dostałam pracę, zorientowałam się, że pomimo pewnego prestiżu, nie daje mi ona ani pieniędzy ani szacunku dla samej siebie. Przeszłam najdoskonalszą lekcję wyzysku człowieka przez człowieka. Znane wydawnictwo nie dało mi nic, oprócz upokorzeń. W necie istnieje forum byłych pracowników firmy, a to co piszą o swoich pracodawcach, to zaledwie wierzchołek...
Nic dziwnego, że nie miałam wielkiej ochoty na obecność w internecie, chociaż zrobiłam sporo przedmiotów głównie do domu.
Dzień przed Wigilią otrzymałam propozycję spotkania w sprawie pracy. Byłam tym bardziej zaskoczona, że zostałam polecona przez bardzo ważne (wręcz najważniejsze) postaci życia kulturalnego województwa, a sprawa dotyczyła naprawdę dużej, poważnej instytucji, liczącej się nie tylko na mapie województwa, ale również kraju. Myślałam, że wszystko zaczyna się układać...
W ubiegły poniedziałek rano wpadłam w dziurę na zakręcie, potem był poślizg i uderzenie w drzewo. Nie tylko wbiłam się w nie tylnymi drzwiami, ale również owinęłam wokół. Poszedł też przód, bo utknęłam nim w wąskim rowie. Poszła oś, poszła geometria. Szkło rozprysło się na odległość 3 m. A przecież nie jechałam szybko. Popłynęłam na zmrożonym rozlewisku wody z okolicznych pól.
Wiem... mam wiele szczęścia... samochód nadaje się do kasacji, a ja mam na głowie tylko wielkiego guza i trochę stłuczeń. Wylądowałam na dwutygodniowym L4. Początkowo dziwiłam się lekarzowi, i broniłam rękami i nogami (w końcu przepracowałam zaledwie tydzień) ale dzisiaj muszę przyznać mu rację. Tuż po wypadku, będąc we władaniu adrenaliny - nie czułam prawie nic. W kilka dni później byłam jak "połamana". Obrażenia i "boleści" "wychodzą" dopiero później.
Mam naprawdę "więcej szczęścia niż rozumu". Co nie zmienia faktu, że od ponad roku psychicznie czuję się wręcz parszywie.
Na osłodę kilka zdjęć, z czego najciekawszy pod względem techniki jest zestaw kosmetyczny (niestety fotografia nie oddaje uroku delikatnych przejść kolorystycznych i pastelowych barw motywu). Został stworzony przy pomocy najbardziej klasycznej z klasycznych technik decoupage tj. przy pomocy ręcznie kolorowanych rycin, ale o tym innym razem. 
Jak wiecie w decu idę swoją ścieżką, omijając chwilowe mody i znajdując własne inspiracje. Interesują mnie eksperymenty i łączenie technik, ale również historia, dlatego dużo czasu poświęciłam na dotarcie do korzeni decoupage. Kiedy dojrzeję, to się podzielę...