poniedziałek, 14 lutego 2011

Prywatny manifest

Precz z totalną komercją! Z zakochaniem na siłę! Precz z "dowodami miłości", które nie wypływają z serca.  Precz z naciskiem społecznym na zawieranie małżeństw i posiadanie dzieci. Precz z trzymaniem "partnera" na smyczy własnego widzimisię. Precz z zazdrością. Precz z kontrolą. Precz  z inwigilacją  pod szyldem "tak bardzo cię kocham!" Precz z "dmuchaniem na zimne". Precz z pustymi gestami, za którymi nie idą czyny. Precz z brakiem klasy. Precz z brakiem powietrza. Precz z tymi, którzy wspinają się po ścieżce wysłanej uczuciami innych. Precz z samotnością w tłumie ludzi. Precz z więzieniem, które fundujemy sobie sami szukając miłości tam, gdzie jej nie ma.

niedziela, 13 lutego 2011

Czym byłoby życie bez przypraw? Czyli przypowieść o kołowych transporterach opancerzonych.




Życie pozbawione przypraw nie miałoby smaku. Jak (chyba) każdy mam swoje ulubione zestawy. Od czasu, kiedy w gotowaniu pomaga mi syn, wśród moich słoiczków zrobił się niezły "miszung", dlatego postanowiłam oznaczyć je etykietkami powieszonymi na lnianych sznureczkach. Wystarczyło tylko wyrobić dziurki. Jak każda osoba posiadająca dewizę "zrób to sam, zamiast włóczyć się po sklepach" przygotowałam komplet etykiet, który dodrukowuję wg. uznania i zmieniających się potrzeb. Tym razem nie bawiłam się w lakierowanie. Zwyczajnie wydrukowałam i powiesiłam. Wiszą tak sobie niezabezpieczone i to nie dlatego, że po drodze dostałam lenia, ale dlatego, że okazały się dość trwałe w użytkowaniu, mimo że drukarka była zwykła, atramentowa. 
Mogę się nimi z Wami podzielić pod tym adresem: Przyprawy#

Jeśli zastanawia Was podtytuł dzisiejszego "odcinka", winna Wam jestem kilka słów wyjaśnienia.  Już dawno chciałam o tym napisać, wreszcie przyszła chwila prawdy, chociaż wiem jakie reakcje może wzbudzać dekupażystka militarna czy kobieta w czołgu... a konkretnie w wozie bojowym... Jestem gotowa na docinki i uśmieszki z Waszej strony.
Nie jestem osobą, która potrafi zajmować się naraz wyłącznie jedną rzeczą. Mam kilka zawodów i wiele pasji, które staram się realizować wedle możliwości. Niewiele osób, z odwiedzającego mnie tutaj grona wie, że zajmuję się również takimi zagadnieniami jak bezpieczeństwo kulturowe podczas działań militarnych czy zarządzaniem wizerunkiem w instytucjach publicznych, ze szczególnym uwzględnieniem służb mundurowych. Stąd moja wcześniejsza obecność jako redaktor naczelnej w czasopismach branżowych, o typowo męskiej tematyce. Zresztą mieszkam w swoistym "trójkącie bermudzkim", pomiędzy różnymi fabrykami pracującymi a to dla wojska, a to dla straży pożarnej, a to dla innych służb mundurowych, a przemieszczające się  po okolicach Kołowe Transportery Opancerzone typu Rosomak, są znajomym widokiem. Zresztą Rosomaki kocham od dawna miłością wielką i szaloną. Sama nie wiem skąd mi się to wzięło... może odezwały się geny, ponieważ moja rodzicielka jest zasłużoną członkinią automobilklubu.
Kobieta analizująca parametry odporności balistycznej, albo rozważająca jakie znaczenie ma aspekt pływalności KTO na arenie wojny w Afganistanie... domyślacie się zapewne, że to budzi uśmieszki, żarty, albo przynajmniej zdziwienie. (Zwłaszcza, że jestem raczej drobnej budowy i z tych co to próbują  nie schudnąć, ale się dotłuścić.) Mimo wszystko właśnie to, a nie cerowanie skarpet jest moją życiową przyprawą. Ale bywa też nieprzyjemnie.... i mimo całej masy zabawnych sytuacji (mam  w rękawie wiele anegdot z relacji na linii ja - oficerowie sił zbrojnych RP obojga płci), zdarzają się niezdrowe spekulacje - raz nawet zostałam posądzona o.... szpiegostwo. Niektórym nie mieści się w głowie, że kobieta potrafi naprawić pralkę, a co dopiero zadawać celne pytania, trafiające w sedno zawikłanych, technicznych problemów. Podczas ostatniego Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach "pochwaliłam" się jednemu ze spotkanych pułkowników, że jestem ze wsi, co on prawdopodobnie odczytał jako WSI. Biedak był tak przestraszony samą możliwością mojej przypuszczalnej współpracy z wywiadem lub kontrwywiadem, że zerwał ze mną wszelkie kontakty (cha cha cha cha!!! przecież dyrektor instytucji kultury to już prawie jak szpieg ;) ).
...Że niby ja "Różyczka" on Jasienica, albo ja jakaś Anna Chapman, on generał z Pentagonu? Niestety mimo całego podziwu dla dorobku zawodowego pana pułkownika żaden z niego Jasienica, chociaż życzę mu, żeby został nawet i marszałkiem wielkim koronnym; a moja uroda (nad czym ubolewam) mieści się niestety w stanach niskich i średnich i nie jest w stanie zwabić nawet przeciętnego cywila (nad czym już zupełnie nie ubolewam, gdyż uwodzenie jest ostatnią rzeczą, na która chciałabym tracić czas w życiu.) Tylko mózg obszerny posiadam, ale akurat z tego, to pożytek raczej marny. Nie wiem dlaczego mężczyźni zupełnie nie tolerują tej przyprawy...