poniedziałek, 23 lutego 2009

Pierwsze zetknięcie z decoupage

Moje pierwsze zetknięcie z decoupage

Zaczęło się niewinnie. Ponad dwadzieścia lat temu, w siermiężnej rzeczywistości PRL, na pustych wtedy półkach (gdzie gościł jedynie ocet i to od czasu do czasu) zobaczyłam coś, co przykuło moją uwagę na tyle, że postanowiłam za wszelką cenę to mieć.
Przebywałam wtedy na wakacjach u rodziny w Gdańsku i dla mnie - nastoletniej smarkuli - ta wizyta była wyprawą do innego wszechświata, innego układu słonecznego, o którym nie miałam zielonego pojęcia. Wtedy właśnie zobaczyłam to cudo, małe coś, co mieściło się w dłoni a kosztowało prawie tyle, ile wynosiło moje kieszonkowe, przeznaczone na cały wyjazd.





To angielskie puzdereczko mam do dziś. Jest moim największym skarbem. Zafascynowało mnie na tyle, że spróbowałam czegoś, o czym nie miałam pojęcia. Dopiero po latach poznałam tajemnicze słowo "decoupage".
Jednak w owych siermiężnych czasach nie było mowy o specjalistycznych preparatach, nie było takich farb i lakierów, a zdobycie kilku pustaków graniczyło z cudem. Dlatego porzuciłam swoje pierwsze próby, by po latach znów wrócić do tego, co mnie tak zaintrygowało.
Moje prace są odbiciem moich fascynacji, zwłaszcza tych z histrii sztuki. Uwielbiam francuskie i angielskie klimaty, ale przetwarzam je na swój sposób.
Tworzę głównie jasne prace. Dużo w nich pastelowych kolorów, ulubionych pasków i elementów scrapbookingu. Często mają "drugie dno", zwykle niewidoczne na fotografiach tło stworzone przy pomocy szblonów i kilku odcieni tego samego koloru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz