środa, 25 lutego 2009

Pierwsze zetknięcie z decoupage

Odsłona druga (lub jak kto woli: drugie podejście.)

Kiedy mój różany domek był tylko planem, myślą w głowie, niezagospodarowanym kawałkiem pola z kapustą, a potem zaoranym i obsianym trawą fragmentem pustkowia między różanymi plantacjami... wtedy, właśnie w tamtej chwili narodził się we mnie pomysł. Pomysł niezwykły, niespotykany i całkiem inny od wszystkich dotąd mi znanych. Postanowiłam sama urządzić własny dom.
Co za niezwykła odwaga i jaka buntownicza myśl u kogoś, kto nie miał dotąd żadnego wpływu na styl dwóch poprzednich mieszkań i czuł się w nich dokładnie tak, jakby cały czas stała przy nim... teściowa...
Dość o tym, gdyż ta wszechwpływowa kobieta biegle posługuje się internetem, specjalizując się zwłaszcza w aukcjach "ostatniej chwili" na allegro.
W każdym razie jej wpływ na otoczenie, w którym nadal przebywam, był nie bez znaczenia, przez duże NIE.
Robiłam już w życiu wiele rzeczy: począwszy od szydełkowania, drutów, frywolitek, na odlewach z gipsu i witrażownictwie skończywszy, jednak rzeczy które chciałam mieć były albo za drogie, albo tak nietypowe, że nikt nie był w stanie ich dla mnie wykonać. I wtedy właśnie usłyszałam po raz pierwszy słowo, które zmieniło mi życie, to słowo brzmi: "decoupage".
Ponieważ dość dobrze posługuję się francuskim, od razu skojarzyłam wyraz z odpowiednim czasownikiem: "wycinać". Przecież ja nie lubię wycinać... - pomyślałam, ale brnęłam dalej, wiedziona ciekawością.
I ani nawet nie zdążyłam się obejrzeć, kiedy moje prace zaczęły zbierać przychylne recenzje, a coraz więcej osób zasięgać porad w sprawach technicznych.
Patrząc wstecz mogę powiedzieć, że znów przypadek, który przypadkiem nie był, skierował mnie na drogę, która była jednocześnie powołaniem. Nazwałam to nawet swoją mini-filozofią: pozytywną predestynacja przypadku... ale o tym może innym razem...
A chciałam tylko udekorować swój różany domek, o którym marzyłam przez tyle lat... moje miejsce na ziemi i pod słońcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz