środa, 4 marca 2009

Trochę drobiazgów




Kiedy moje mieszkanie (najpierw pierwsze, a potem drugie) było nijakie i robione bardziej pod dyktando innych, niż moje własne, pomyślałam sobie, że muszę to zmienić, tchnąć jakieś życie w te pospolite sprzęty z masowej produkcji...
Nie było łatwo. Doskwierał nam ciągły brak funduszy, żyliśmy we trójkę z jednej, niewielkiej pensji i starczało ledwie na podstawowe rzeczy... Tu przyszła pora na rękodzieło, ale tak naprawdę zmiany wymagałam sama, potrzebowałam umeblować się najpierw od środka, zmienić coś w sobie, przestać być zahukaną przez otoczenie szarą myszą. I stało się... po latach oczekiwania, starań, zabiegów, kiedy straciłam już nadzieję... dostałam w końcu pracę, która pozwoliła mi rozwinąć siebie i przede wszystkim zrobić coś, ze swoim otoczeniem.
Jeszcze pięć lat temu moją garderobę można było policzyć na palcach ręki. Były to głównie spadki po Mamie, ledwo trzymały się na mnie. Miałam dwie bluzki i jeden kilkuletni kostium, w których chodziłam non stop do pierwszej wypłaty. A kiedy już ją otrzymałam kupiłam to i owo. I wtedy wąż osobisty powiedział z podziwem i niedowierzaniem: "Ty masz gust?!." A trzeba wiedzieć, że byliśmy już ładnych "parę" lat po ślubie...
Jednak te trzy słowa i zmiana jaka nastąpiła w środku, dodały mi nieco pewności siebie i pozwoliły przy pomocy dodatków odmienić nie tylko swój wygląd, ale i przestrzeń dookoła siebie.
Czasem kilka dodatków tworzy całe wnętrze. Tych kilka drobiazgów: jakiś świecznik, firanka, zasłona, przedmiot ozdobiony w decoupage'u, jakiś aniołek, którego normalnie nie kupiłabym za skarby świata, lustro z targu staroci... wszystko to sprawia, że czuję się u siebie "jak u siebie w domu".

3 komentarze:

  1. Pięknie to napisałaś :) i urocze drobiazgi Cię otaczają :) To prawda - masz gust :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To teraz jest Twój czas i oby trwał wiecznie ... każda z nas tego własnie potrzebuje . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń